Mantra Hołowczyca, spokój Kazberuka

Laikowi mogłoby się wydawać, że ostatnie dni Dakaru to najlepszy moment żeby zaatakować. Nic bardziej mylnego. W tej chwili każdy zawodnik jest ostrożny i uważny. Zyskać można już niewiele, a stracić wszystko. Takie zdanie, w tej lub innej formie przewija się w wypowiedziach niemal wszystkich rajdowców po 11. etapie zmagań.

Jakub Przygoński: – To był drugi odcinek maratoński, na szczęście nie musiałem naprawiać motocykla. Na biwaku było bardzo zimno, więc obudziłem się nie tylko zmęczony, ale bardzo zmarznięty. Odcinek był fajny, szybki, prowadzący przez góry. Jechało mi się bardzo przyjemnie.

Rafał Sonik: – Doskonale znam to zjawisko, kiedy zawodnicy, którzy nie mają szans na wynik końcowy, ścigają się na zabój w ostatnich etapach żeby udowodnić sobie, swoim sponsorom, partnerom i kibicom, że są dobrzy. Pozwoliłem im się ścigać między sobą, bo mój cel jest zupełnie inny. Dzisiaj było straszne ryzyko. Można było ugrać kilka minut, a stracić godziny, albo jeszcze więcej. Jeździliśmy w górach, po bardzo wąskich półkach skalnych i nad głębokimi przepaściami. To po co miałem się tam wygłupiać?

Krzysztof Hołowczyc: – W kółko powtarzam, jak mantrę, że to jest Dakar i tutaj wszystko może się zdarzyć aż do samej mety. Dziś kłopoty techniczne dopadły Yazeeda, którego trzecia pozycja wydawała się niezagrożona. Pamiętajmy, że samochody przejechały już kilka tysięcy kilometrów szaleńczym tempem po ekstremalnych bezdrożach, więc teraz to w zasadzie ruletka, czy coś się popsuje, czy nie. Yazeed był rewelacją tegorocznej edycji, jechał, a raczej frunął swoją Toyotą zupełnie bezkompromisowo. Być może jechał zbyt agresywnie, być może to był zwykły pech, popsuł się  jakiś błahy element. Startując do odcinka wiedzieliśmy, że ma poważne kłopoty i jaka otwiera się przed nami szansa. Jechaliśmy spokojnym tempem, koncentrując się na uniknięciu błędów. Pomimo tego złapaliśmy kapcia – stąd ta odległa dziś pozycja, bo różnice w czołówce były minimalne na dość łatwym i krótkim etapie. Przed nami jeszcze dwa dni rywalizacji. Jest realna szansa na podium, ale nie ekscytujemy się tym nadmiernie, musimy zachować spokój i opanowanie aż do mety Buenos

Marek Dąbrowski: – Meta coraz bliżej, ale nie myślimy o tym, tylko spokojnie jedziemy i staramy się nie popełniać błędów. Dziś było trochę mokro, ale przede wszystkim szybko. Za nami krótki odcinek, jakby cisza przed burzą, bo jutro przed nami ponad tysiąc kilometrów ścigania

Robin Szustkowski: – Odcinek był wyjątkowo szybki i bardzo dużo czasu spędziłem jadąc z pedałem gazu wbitym w podłogę i stałą prędkością 140 km/h. To była jednocześnie bardzo przyjemna trasa. Mało wyboista, z długimi łukami, czasem poprzecinana krótkimi zakrętami, wijąca się to w górę, to w dół. Wciąż jestem osłabiony. Muszę codziennie bardzo dbać o regenerację, bo po etapach źle się czuję. Najwyraźniej upał i wysiłek w połączeniu z gorączką, tak wycieńczają organizm, że potem dochodzi się do siebie kilka dni.

Jarek Kazberuk: – Mamy na plecach Holendra, ale naszym celem jest miejsce w pierwszej dwudziestce, więc nie będziemy za wszelką cenę walczyć o 18. pozycję. Niech Holender jedzie swoim tempem, a my będziemy jechać swoim.

fot. przygonski.com

Możliwość komentowania jest wyłączona.