Siła młodości w reprezentacji Polski

Kaczmarski

W Polsce nie brakuje utalentowanych kierowców. Jedni z najlepszych pośród nich ścigają się w tej chwili w Rajdzie Dakar, udowadniając swój kunszt miejscami w czołówce, naszpikowanej takimi nazwiskami, jak Peterhansel, Sainz, Al-Attiyah, Terranova, czy Villagra. Wśród nich jest również polski debiutant – Martin Kaczmarski, który po raz pierwszy startuje w tak długim i wymagającym rajdzie, a mimo to radzi sobie doskonale.

Kaczmarski na Dakarze po raz pierwszy pojawił się rok temu, kiedy Poland National Team zabrał go do Ameryki Południowej jako obserwatora. Przez dwa tygodnie wrocławianin zbierał doświadczenia, podpatrywał, uczył się, pełną piersią chłonął atmosferę na biwaku. Widział uśmiechy triumfu, ale i łzy, ból, zmęczenie na twarzach pokrytych grubymi warstwami kurzu. Więcej nie trzeba było. Martin złapał bakcyla, zakochał się w Dakarze i prawdopodobnie już wtedy wiedział, że kolejny rajd, będzie już „jego rajdem”.

Kierowca Teamu Lotto trafił pod skrzydła najbardziej doświadczonego i utytułowanego polskiego kierowcy – Krzysztofa Hołowczyca. Panowie stworzyli tandem mistrza i ucznia. Obaj zasiadają w Mini teamu X-Raid, co dodatkowo ułatwia im dzielenie się doświadczeniami. Chrzest bojowy Martin Kaczmarski przeszedł w kwietniu 2013 w Abu Zabi, gdzie zajął bardzo dobre, 9. miejsce. Potem przyszedł czas na Katar, Baja Poland i Baja Portalegre, gdzie wskoczył na drugi stopień podium – tuż za swoim mistrzem, wygrywając z nim na przedostatnim odcinku specjalnym.

Przed Dakarem Martin prawdopodobnie godzinami wysłuchiwał rad i przykazów od „Hołka”, teamu X-Raid oraz pilota Filipe Palmeiro. Wszystkim zależało, żeby Martin nie szarżował, tylko zbierał doświadczenia. Dojechał do mety, posmakował z czym to się je i za rok próbował walki o lepsze miejsca. Młody kierowca doskonale to rozumiał i nadal rozumie. – Nie mam ciśnienia i to widać choćby w tym, że przez cały tydzień złapałem tylko dwa kapcie. Żaden nie wynikał z mojego błędu, bo nie powstały w efekcie uderzenia, ale przecięcia opony. To wszystko oznacza, że jadę ostrożnie. A  na mecie jestem dzięki Miniakowi. To naprawdę dobry samochód – mówił Kaczmarski, podsumowując pierwszy tydzień zmagań.

Debiutant zaskoczył wszystkich. Przede wszystkim rzeczywiście nie szarżuje. Jedzie spokojnie, uważnie i dojrzale. Utrzymuje równe tempo i o dziwo niemal cały czas plasuje się w drugiej dziesiątce kierowców, a dwukrotnie otarł się o ścisłą czołówkę zajmując 11. i 12. miejsce. – Czuję się dobrze na partiach szybkich i technicznych. Tam gdzie nie ma waypointów i piachu, tylko jest to, co mogę trenować w Polsce. Kiedy pojawiają się wydmy, już nie czuję się tak komfortowo – przyznaje.

Kaczmarski zaczął też oczywiście odczuwać trudy długich, kilkusetkilometrowych odcinków i całodziennego prowadzenia samochodu. We znaki dały mu się piaszczyste wydmy, fesz fesz i mordercze upały. – Nie czuję żadnego bólu w mięśniach, ale mam taki wewnętrzny niepokój. To jest tak, jakby przez kilka godzin siedzieć na wirującej pralce. Wszystkie narządy zostają poruszone. To bardzo nieprzyjemne – mówił po pokonaniu ponad czterech tysięcy kilometrów na pierwszych sześciu etapach.

Pierwszy Dakar wiąże się oczywiście z wielkimi emocjami i nauką, czerpaną z każdego przemierzanego kilometra. – Zaskoczyły mnie wysokości na których jeździmy, a także profesjonalizm pracy mojego zespołu. Miałem porównanie do teamów, które obserwowałem na Dakarze przed rokiem i różnica jest kolosalna. To, co jednak w tym rajdzie jest najbardziej magiczne, to fakt, że stoję na starcie z Sainzem, Nasserem, Hołkiem. Mijam ich na odcinkach, widzę ich zakopanych. To, co całe życie śledziłem na Eurosporcie, teraz oglądam na własne oczy! – mówił rozentuzjazmowany kierowca.

W niedzielę Kaczmarski minie półmetek Dakaru. Jak na razie zajmuje w nim 16. miejsce, a jest tak tylko dlatego, że otrzymał godzinę kary za ominięcie punktu kontrolnego. Gdyby nie ten błąd, sklasyfikowany byłby obecnie na 11. pozycji. Do mety w Valparaiso wciąż pozostało siedem wymagających etapów, pełnych potu, powietrza parzącego gardło, piachu, wydm, ostrych kamieni i wszystkiego co może przeszkodzić kierowcy w ukończeniu zmagań. Za wcześnie jest więc jeszcze na obwieszczanie sukcesu, ale z pewnością warto obserwować poczynania 22-letniego kierowcy, bo wszystko wskazuje na to, że w najbliższych latach elita rajdów terenowych stanie przed nim otworem.

Możliwość komentowania jest wyłączona.