Prześladujący kapeć i nieprzytomny motocyklista

Kaczmarski

Krzysztof Hołowczyc nadaje rytm, a jego uczeń Martin Kaczmarski umiejętnie umie go podchwycić. Dwaj kierowcy Poland National Team zmierzają pewnie do mety Dakaru w równie dobrych nastrojach. Co prawda olsztynianin liczył w tym roku na więcej, ale biorąc pod uwagę liczbę przygód, która spotkała go na trasie, miejsce tuż za ścisłą czołówką jest sporym osiągnięciem.

- Kolejny kawał dobrej roboty – mówił „Hołek” po przedostatnim etapie tegorocznej edycji Dakaru. – To był ciężki oes, sporo było wydm i nawet niektórzy zdążyli się zakopać, przez co pozmieniała się trochę klasyfikacja. Nam się udało w miarę płynnie przejechać, choć znów prześladował nas kapeć i mieliśmy trochę problemów z zawieszeniem. Konstantin jednak nawigował bez żadnych pomyłek i również dzięki temu spokojnie dojechaliśmy do mety.

Ostatni fragment trasy piątkowych zmagań dał się również we znaki młodemu Martinowi Kaczmarskiemu, który w swoim debiucie jedzie na fenomenalnej 9. pozycji w klasyfikacji generalnej. – Jestem na mecie, ale nie było łatwo. Odcinek był bardzo trudny, dziurawy i nieprzyjemny tak dla kierowcy, jak i dla pilota. Wszystko co dzisiaj zrobiliśmy było już na krańcu naszych sił, bo organizatorzy rajdu chyba chcą nas zabić – żartował najmłodszy kierowca Poland National Team.

Uczeń Hołowczyca poznał w piątek Dakar również od innej strony – tej, kiedy w nieprzewidzianej sytuacji trzeba szybko reagować. – W połowie trasy wywalił się przed nami motocyklista, wzniecając tumany kurzu. Zatrzymaliśmy się żeby mu pomóc i okazało się, że stracił przytomność. Straciliśmy jakieś 15 minut, ale najważniejsze że wszystko skończyło się dobrze. Wkrótce przyjechali ludzie z jego zespołu, więc mogliśmy spokojnie odjechać.

W sobotę dziewięciu pozostałych w rajdzie Polaków ruszy w kierunku mety do Valparaiso, jednak Krzysztof Hołowczyc ostrzega przed dekoncentracją i przedwczesnym „witaniem się” z metą Dakaru. – Coraz bardziej widać koniec i niby już tylko 150 km oesu i jedna z tych wspaniałych dojazdówek, które pokonujemy tu w setkach kilometrów, ale znam takich, którzy i na tym dystansie potrafili kończyć rajd. Nie można się dekoncentrować, bo jest jeszcze kilka rzeczy do zrobienia.

Olsztynianin w klasyfikacji generalnej nie może już właściwie, ani stracić, ani zyskać dlatego w ostatnim dniu zapowiada spokojną jazdę. – Marka Dąbrowskiego mam chyba półtorej godziny za sobą. Przed nami również w podobnej odległości są koledzy, także wiszę trochę w próżni. Do tej szybkiej grupy nie dołączam, a do tych za nami jest spora przepaść. Najważniejsze, że zbliżamy się do momentu, w którym wrócimy do domu – zakończył „Hołek”.

 

Możliwość komentowania jest wyłączona.