Dakarowa biurokracja

Odbiory

Nikt z nas nie lubi uzupełniać stert formularzy, czy podpisywać dziesiątek stron dokumentów. Biurokracja to słowo, które chyba wszystkich odpycha. Pomyślcie więc, że z niecierpliwością czekacie na start ogromnego wyzwania, być może rajdu waszego życia, legendarnego Dakaru, a tu ktoś sadza was przy stoliku na nie do końca wygodnym krześle i każe odpowiadać na pytania, wertować kolejne strony, pisać, pisać i pisać. Teraz już wiecie dlaczego nikt nie lubi dnia odbiorów administracyjnych i badań technicznych…

Bramy bazy w Rosario otworzyły się dla kierowców w piątek o 8 rano. Deszczowa pogoda i znacznie niższa temperatura niż ta, która panowała w Argentynie w ostatnich dniach, wyraźnie schłodziła temperamenty zawodników, którzy nieśpiesznie schodzili się do namiotów organizatora, by dopełnić formalności. Pierwszym, który pozytywnie przeszedł weryfikację, był najmłodszy uczestnik tegorocznego Dakaru i jednocześnie rywal Rafała Sonika w stawce quadów – 18-letni Jeremias Gonzalez Ferioli.

Wielu zawodników, jak chociażby polskie teamy ciężarówkowe (Tatra i Man prowadzone odpowiednio przez Jarosława Kazberuka i Grzegorza Barana) przez chwilę żyło w niepewności, czy uda im się dotrzeć na czas, kiedy ich samolot wylądował w Montevideo, zamiast w Buenos Aires. Z przygodami dotarł także francuski motocyklista Alain Hermet, który po odebraniu motocykla z portu, w drodze do Rosario odkrył dziurę w chłodnicy. Dla niego dakarowy sprawdzian rozpoczął się więc znacznie wcześniej.

Kiedy my szykujemy się w piątkowy wieczór do długiego weekendu, setki kierowców kłębią się w bazie w Rosario w napięciu przechodząc przez kolejne etapy odbiorów. Stres w połączeniu z podekscytowanie i podsycającymi atmosferę mediami to pierwszy sprawdzian wytrzymałości nerwów i wewnętrznego spokoju, który musi posiadać każdy uczestnik Dakaru. Potem szczegółowe badania techniczne i znów pytanie, czy specjaliści nie znajdą czegoś co im się nie spodoba, bo jak pokazuje historia, Argentyńczycy potrafią znaleźć błędy nawet tam gdzie ich nie ma… (patrz przypadek polskich quadowców w 2012 roku i niedawno wygrany proces przed trybunałem w Lozannie).

- Nie lubię tego dnia, bo piękny jest dopiero wtedy, kiedy się kończy, wszystkie formalności są spełnione i mogę założyć opaskę dakarową. Wtedy jestem w rajdzie. Do tego momentu musimy oddać długie godziny procedurom biurokratycznym, których nie da się przyspieszyć. Niestety taki to już dzień – trzeba go po prostu przejść – podsumowuje kapitan Poland National Team Rafał Sonik.

Możliwość komentowania jest wyłączona.